WIELKOŚĆ I GODNOŚĆ MACIERZYŃSTWA
Fragmenty homilii wygłoszonej przez Prymasa Stefana Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie w dzielnicy Saska Kępa, w parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy, 17-go kwietnia 1963.
[…] W bazylice w Nettuno, spoczywa mała święta, Maria Goretti. Odprawiłem przy jej grobie Mszę świętą. Gdy patrzyłem na wątłe, drobne, małe ciało Dziewczynki, która życie swoje oddała w obronie swej godności i swego człowieczeństwa, zrozumiałem, co to znaczy – macierzyństwo. Ktoś przecież musiał tej Dziewczynce dać życie, wzięte z Boga. Gdyby ten ktoś nie odważył się podjąć tak trudnego zadania: przekazania i należytego wypielęgnowania życia, nie mielibyśmy w Kościele Bożym małej wielkiej Świętej, do której ciągną dziś tłumy młodzieży z Włoch i z całej zachodniej Europy.
Wielkość małej świętej dziewczynki to wielkość jej matki i wielkość jej ojca. To wielkość macierzyństwa i wielkość rodziny. Wielkość świętych, którzy są w niebie, to przede wszystkim wielkość ich rodziców. Wielkość bohaterów narodowych, mędrców, myślicieli, poetów, artystów, rzeźbiarzy, to także wielkość ich rodziców, Trzeba o tym pamiętać, gdy dręczy nas trud i przygniata ciężar codziennego obowiązku. Trzeba o tym pamiętać, zwłaszcza wtedy, gdy staje przed nami problem nowego życia.
Dzisiaj coraz to lepiej rozumiemy i jesteśmy coraz pokorniejsi wobec naszych matek i ojców. Całą swą rzeczywistą, czy też wyimaginowaną wielkość, musimy złączyć z ich posłuszeństwem wobec Ojca Życia, który ich właśnie powołał i skłonił do przyjęcia na siebie zadania współdziałania z Nim w przekazywaniu życia na ziemi.
Zdaje się, że trzeba to dziś mocno podkreślać, ponieważ przyjmuje się, niestety, jakaś chorobliwa mania deprecjonowania powołania matki i trudu macierzyńskiego, powołania ojca i jego wysiłków, i w ogóle powołania rodziców. Okazuje się nie tylko brak szacunku dla powołania rodzicielskiego, ale zdarza ja się nawet próby ośmieszenia ich wielkiej godności.
W swoim życiu bardzo krótko korzystałem z radości posiadania Matki, bo umarła, mając lat 33, gdy ja miałem zaledwie 9 lat. Ale pamiętam ją dobrze i dokładnie. Do dziś dnia czuję ją przy sobie, jako mego największego sprzymierzeńca i przyjaciela. Nieraz mi się wydaje, gdy stoję na ambonie, że za mną stoi moja przedwcześnie zmarła Matka. Gdy podejmuję i prowadzę jakieś wyjątkowo ciężkie prace, to mam wrażenie, że ona mi doradza i podpowiada. Chociaż nie miała wykształcenia akademickiego, miała szczególną mądrość, właściwą warszawiankom, ponieważ była wychowana w Warszawie. Do dnia dzisiejszego tak wiele jej zawdzięczam.
Gdy ostatnio byłem w Rzymie, pewne pismo z Bergamo zwróciło się do mnie, abym napisał artykuł na Dzień Matki. Pisałem ten artykuł z myślą o mojej Matce, jakbym ją widział i o niej opowiadał. Rzecz znamienna, chociaż ludzie są słabi i mają skłonności do krytycyzmu, nigdy nie umiałbym pomyśleć o mojej Matce nic ujemnego. Po prostu nie mieści się to w kategoriach mojego myślenia, bo szacunek, miłość, uczucie wdzięczności, przesłaniają wszystko. Przecież to – Matka!
Zdaje mi się, że dzisiaj trzeba niesłychanie podnosić, potęgować i wychowywać wielką cześć dla matki. Jest to wspólne zadanie ojców, synów i dzieci. Zadanie Kościoła i samych matek!
Dlatego też, Najmilsze Dzieci, myślę, że dzisiaj jednym z najpilniejszych zadań rodzin katolickich jest nie tylko wzajemna pomóc w porządku duchowym czy materialnym, ale też pomoc, którą możecie dać budząc należyty szacunek dla matki. Wszak najtrudniejsze dzieło na ziemi; przekazywanie życia, Bóg jej zlecił.
Nieraz zastanawiamy się nad szczególnymi właściwościami psychiki kobiecej: drobiazgowością, dokładnością, nieustępliwością, a niekiedy, nawet, bezwzględnością. To wszystko jest potrzebne, cała ta detaliczna troska, aby wypełnić trudne zadanie wypielęgnowania człowieka od maleństwa. Bez właściwości duszy kobiecej to by się nie udało!
Szczęściem dla Kościoła Bożego na ziemi jest to, że jego Założyciel, Jezus Chrystus, miał Matkę! I że ta Matka nie przyszła z nieba, tylko była znaleziona na ziemi, w Nazarecie. Wzięta była z dziewcząt nazaretańskich, z kobiet tej ziemi. Kościół pełen wdzięczności, wyniósł Ją na ołtarze, ale stało się to już później. W Nazarecie była podobna Wam wszystkim, ze swoimi detalicznymi troskami i niepokojami. Dzisiaj Kościół Ją wynosi na ołtarze, a na Soborze mówi się po prostu: Viérge au coeur de l’Eglise – Dziewica-Matka w sercu Kościoła! To dominuje na Soborze Watykańskim II.
W całym Kościele nie masz świątyni, w której nie musielibyśmy patrzeć na Niewiastę wyniesioną na Ołtarze, z Dziecięciem w swoich, ramionach. To jest najwyższe wyniesienie Macierzyństwa! To jest chwała wszystkich matek bolesnych, które zawsze muszą wytrwać do końca. Chociażby, bowiem, najwierniejsi uczniowie opuścili uwielbionego Mistrza, Matka zostaje, jak na Kalwarii została Maryja, mimo że wszyscy odbiegli Jej Syna.
Niechże będą błogosławione ramiona macierzyńskie, jak niewiasta z rzeszy błogosławiła Maryję, która wypielęgnowała Jezusa, Niech wasza praca, Najmilsze Dzieci Moje, przyczyni się jeszcze bardziej do uwielbienia Macierzyństwa i Matki, do podniesienia jej wysokiej godności, na wzór Matki – Dziewicy, którą widzicie na wszystkich ołtarzach. W pedagogice katolickiej uczymy się szacunku i czci dla kobiety na kolanach, klęcząc przed ołtarzami Matki Najświętszej. (…)
Błogosławię Wam…
S. WYSZYŃSKI, Wielkość i godność macierzyństwa, Warszawa, kościół Matki Bożej Nieustającej Pomocy, 17 IV 1963, w: Dzieła Zebrane, WSD, Warszawa 2012, t. 10, s. 366-368.
(Znalezione w internecie - YouTube/Źródło Instytut Prymasowski)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz