PERSPEKTYWY DUSZPASTERSKIE
MAŁŻEŃSTWA I RODZINY (cz. 2)
Z instytucją małżeństwa i rodziny wiąże się prawo przyrodzone i prawo nadprzyrodzone. Jest to związek wewnętrzny, zabazowany na osobie ludzkiej. Normy, które mogą określać te prawa, wynikają z naturalnego dążenia osoby ludzkiej i zależą od jej natury. Nie są one właściwie nadane, tylko wywołane właściwością osoby ludzkiej. Sam charakter każdej osobowości usprawiedliwia całkowicie stwierdzenie: „Biada człowiekowi samemu”. Nie jest to tylko stwierdzenie społeczne, socjologiczne czy psychologiczne. Jest to stwierdzenie wynikające z natury samej osobowości ludzkiej, która rozwija się w pełni dopiero wtedy, gdy idzie za jakimś wielkim powołaniem, czy to będzie powołanie rodzinne, kapłańskie, zakonne czy też naukowe, jak to się zdarza często u wielkich naukowców i badaczy, poświęcających całe życie nauce. Bo nauka jest potężną władczynią i wielką panią, która może całkowicie zawładnąć człowiekiem i pokierować jego wewnętrznym rozwojem. Jak w małżeństwie wielka miłość może dodatnio kształtować tych dwoje, tak i wielka miłość ku nauce czy służbie społecznej może tak porwać człowieka, że w pełni go udoskonali i rozwinie. W rodzinie, w małżeństwie, w którym nie ma wielkiej miłości, albo jest ona zniekształcona przez rozdzielone serca, zazwyczaj droga do pełni doskonałości rozwoju osoby ludzkiej całkowicie się załamuje.
Ponieważ miłość jest potrzebą naturalną, niezwykle jednak trudną, ale dającą możność pełni rozwoju duchowości dwojga, dlatego od początku przy tych dwojgu staje w jakimś wymiarze Bóg. Przeglądając historię najrozmaitszych religii, dostrzegamy, że instytucja małżeństwa jest zawsze w pewien sposób sakralizowana. W sposób pełny sakralizowana jest przez Stwórcę, który łączy dwoje w ich współnaturalnym dążeniu do siebie, i przez Chrystusa, który toczył nawet spór ze swoimi uczniami o nierozerwalny charakter współżycia dwojga, zwanego małżeństwem.
Współżycie wiążące się tylko z przeżyciem, może być autentyczne w rozwoju osobowości tylko raz. Jest to bowiem przedziwne odkrywanie praw i wartości osobowych człowieka, zarówno mężczyzny jak i niewiasty. Księga Genesis w bardzo delikatny sposób mówi o stosunku dwojga, Adama i Ewy: Cognovit uxorem suam (1*) – poznał ją. Poznanie! Tym słowem określa ich inicjalne współżycie. Jak gdyby chce powiedzieć, że do pełni rozwoju nie należy kierowanie się dążeniem zmysłowym, tylko poznaniem niemal intelektualnym (chociaż, oczywiście, działa w tych dwojgu dążenie naturalne, które nie ma tylko charakteru psychicznego, ale charakter psychofizyczny). „Cognovit Adam uxorem suam” – poznał jej prawdę, wie, kim ona jest. Jest to poznanie wyzwalające. Uzupełnia prawdę o człowieku. Człowiek, który przez współżycie poznaje drugą stronę, nabiera dla niej głębokiego szacunku. Taki jest sens, istota małżeństwa. W każdym innym wypadku jest to załamanie naturalnego rozwoju psychiki człowieka.
Nic dziwnego, że ludzie, którzy dla różnych powodów, zwłaszcza po utraceniu współmałżonka przez śmierć, zawierali ponowne małżeństwo w sposób jak najbardziej legalny, zgodnie z prawem i przepisami Kościoła, na ogół odczuwali pewnego rodzaju zażenowanie wobec nowego związku małżeńskiego. Bo takie przeżycie rozwojowo autentyczne, jest tylko raz. I dlatego właściwie pełna prawda poznania jest tylko między pierwszym współżyciem dwojga, w ich pierwszym, jedynym małżeństwie.
Może człowiek, przynaglony obowiązkami rodziny, która utraciła matkę, zaczyna szukać matki – wychowawczyni dla osieroconych dzieci. Ale nawet wtedy, gdyby najlepiej spełniła ona swoje zadanie, mężczyzna, doceniając w pełni zasługi swej drugiej małżonki, będzie miał świadomość, że nie jest to ten sam proces, jakim jest pierwsze współżycie dwojga, które rozwija go duchowo, osobowo – tylko raz!
O tym ludzie myślą bardzo mało i dlatego tak mało jest szacunku między dwojgiem. Często małżeństwo przybiera charakter czysto komercjalnej wymiany. I nie ma nad to gorszej rzeczy! Nie ma już wtedy procesu rozwojowego między dwojgiem. Coś się załamuje, wynaturza. Oboje spadają w wielki, głęboki dół. Przestają, jak gdyby działać w sposób naturalny, powiem – współnaturalny. Dochodzi do głosu mechanika, która nawet nie jest współżyciem, tylko techniką, dla której określenia nie chciałbym użyć tutaj potocznego słowa.
W takim wymiarze widzi się wysoką godność człowieka i wysoką godność współżycia mężczyzny i kobiety. Nie jest to problem wstydliwy. Jest to problem, który wiąże się z głębokim szacunkiem, na jaki łatwo się zdobyć. W normalnych warunkach życia rodzinnego, szacunek wyraża się we właściwej postawie dzieci do ojca i matki. W normalnych również warunkach rozwojowych szacunek ten jest tak bardzo wzruszający, że właściwie dzieciom rozwijającym się i wychowywanym w takiej rodzinie, nawet do głowy nie przychodzi żadna pejoratywna myśl o rodzicach. To jest także współnaturalne. Dopiero wtedy, gdy coś w tym współżyciu zawodzi, gdy nie ma należytego ładu moralnego, rozpoczyna się nieszczęście rodziców i dzieci.
Współżycie dwojga jest związkiem jak najbardziej wewnętrznym. To wewnętrzne działanie i dążenie do siebie dwojga, jest tak głębokie, subtelne i delikatne, że z konieczności wymaga sakralizacji i uświęcenia, nie tylko ku pomocy dwojgu, aby należycie wypełnili swoje zadanie, ale również dlatego, aby należycie korzystając z takiej pomocy, utrzymywali wzajemny dla siebie szacunek – aż w nieskończoność.
__________________________
(1*) Cognovit uxorem suam (łac.) – poznał żonę swoją (por. Rdz 4,1).
S. WYSZYŃSKI, Perspektywy duszpasterskie małżeństwa i rodziny. Na zakończenie cyklu wykładów poświęconych zagadnieniu małżeństwa i rodziny, Warszawa, kościół akademicki Świętej Anny, 9 VI 1969, w: KiPA, t. 31, s. 396-398, fragmenty.
(Znalezione w Internecie / Źródło YouTube)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz