sobota, 5 czerwca 2021

Prymas Rodziny 23

 


ZAWSZE ŻYWE I WAŻNE SŁOWA!

Drodzy moi!

Na płaszczyźnie wiary jest to jasne. Na płaszczyźnie rozeznań czysto ludzkich jest to misterium, które wymaga wiary. Bo nawet tam, gdzie miejsce mają sprawy po ludzku zrozumiałe, konieczna jest jeszcze wiara. Tylko przez wiarę można zrozumieć zadanie Maryi i Józefa. Najlepiej jednak zrozumiała je Maryja i Jej Dziecię.

Przypomnijcie sobie, Najmilsi, piękny obraz z Galerii Drezdeńskiej: Matka Najświętsza niosąca Dziecię (*1).


 

Wystarczy przyjrzeć się wnikliwie oczom Matki i oczom Dziecka. Jeden z myślicieli rosyjskich (*2) całe tygodnie spędzał w Galerii Drezdeńskiej, przyglądając się tym oczom. I doszedł do wniosku, że tych dwoje – Maryja i Jezus najlepiej wiedzą, jakie mają zadanie na ziemi.



I tych dwoje – Maryja i Józef – również rozumieli swoje zadanie. Oboje dobrze wiedzieli, czego Bóg od nich oczekuje. Ale Maryja wiedziała lepiej niż Józef, chociaż i On odbierał polecenia, przekraczające miarę komunikatywności ludzkiej. I On musiał zdobyć się na akt wiary. Spotkał się więc akt wiary Maryi z aktem wiary Józefa i spowodował posłuszeństwo tych Dwojga wobec zamiarów Bożych.

Czy myślicie, Najmilsi, że to Boże misterium nie powtarza się dziś? Owszem, powtarza się ono w każdej rodzinie. Dobrze wiesz, Ojcze i Matko, o swoich dzieciach, że to jest twój syn, twoja córka, ale zarazem uświadamiasz sobie coraz lepiej – na miarę jak wiedza o rozwoju człowieka pod sercem matki się pogłębia – że jest to dziecko Boże. I nie możesz z całym przekonaniem powiedzieć, że jest to tylko Twój syn, lub Twoja córka.

Chociaż wasze rozeznanie rodzicielskie jest jak najbardziej trafne, nie wyczerpuje ono Bożej tajemnicy. Rozumiecie, jak niewiele człowiek może sobie przypisać w dziele wykształtowania nowego życia. Zatrzymując się nad tą tajemnicą, słusznie czynimy naśladując matkę Ewę, która powiedziała: „Poczęłam człowieka przez Boga” (por. Rdz 4,1), lub powtarzając za matką synów Machabejskich: „Nie wiem w jaki sposób znaleźliście się w moim łonie, nie ja wam dałam tchnienie i życie, a członki każdego z was nie ja ułożyłam” (2 Mch 6,22). „Nie wiem, jak zostaliście ukształtowani pod moim sercem” (2 Mch 7,22). Jest to sprawa Boga Stworzyciela.

Jest to sprawa tak bardzo Boża, że człowiek nie może dokonać nic więcej ponad to, co jest u początku, co jest z kontaktu dwojga. Potem wszystko trzeba zostawić czujnej trosce rodziców i cierpliwie czekać jak rolnik, wrzuciwszy ziarno w ziemię, czeka czasu żniwa.

Ostatecznie rodzice sami dochodzą zazwyczaj do wniosku, że „posiedli człowieka przez Boga”, że ich dzieci, to dzieci Boże, a oni są tylko przez Boga wybrani do współudziału w zrozumieniu ich. Każda matka może powiedzieć jak Maryja: „Oto ja służebnica Pańska”. A ojciec może nazwać siebie tylko opiekunem. Tak ma się sprawa między mężem a żoną, ojcem i matką, bo pomiędzy Wami, rodzicami, staje Rodzic Niebieski, Ojciec waszych dzieci, które będąc wasze, nie są tylko wasze.

Powstawanie życia staje się coraz bardziej problemem naukowym. Fizjologia i anatomia, medycyna i socjologia mają tu wiele do powiedzenia, a jednak sprawy nie rozwiązują, bo jest to wasze misterium, Ojcze i Matko. Jest ono tak wielkie, że współczesne nauki coraz bardziej przestrzegają małżonków przed wszelkiego rodzaju sztuczną interwencją w delikatny proces kształtowania się nowego człowieka – od maleńkiego, jak ziarnko gorczyczne, zarodka.

Bolesne doświadczenia, które obecnie przeżywamy w naszym narodzie, zmuszają naukę do ostrzegania rodziców – zwłaszcza matki oczekujące – przed używaniem alkoholu i papierosów. Medycyna mówi, iż nawet kropla alkoholu i mała ilość nikotyny mogą być niekiedy bardzo szkodliwe dla dziecka.

Sztuczna interwencja w łonie matki słusznie jest dziś nazywana interwencją nieludzką i zbrodniczą. Czytajcie w prasie warszawskiej. To czego jeszcze przed 10 laty nie można było napisać, dziś już można, bo stoimy w obliczu tragedii Narodu. Przypomnijcie sobie, co mówił Biskup Warszawy: „Trawa porośnie bruki Stolicy, jeśli tego rodzaju polityka prenatalistyczna utrzyma się, razem ze zbrodniczą ustawą, dopuszczającą przerywanie ciąży” (*3).

Zadanie, jakie przypadło w udziale Józefowi i Maryi, sprowadzało się do tego, że Jezus był im poddany i posłuszny. Oni patrzyli, jak wzrastał Syn Człowieczy w mądrości i w latach, w łasce u Boga i u ludzi.

Gdy wasza sala szkolna napełnia się rozgwarem młodzieży, kiedy spotykacie się z ich matkami i ojcami, mówicie o nich – rodzice, zwołujecie zebranie rodziców, komitet rodzicielski. Ale gdy jesteście bardziej zżyci z dziećmi, każdy z was mówi o nich – „moje dzieci”. „Ależ, moje dzieci, tak nie można!” – nieraz je upominacie. Nawet nie wiecie, kiedy dzieci tych rodziców stały się waszymi dziećmi. Dajecie im z siebie niekiedy więcej, aniżeli ojciec i matka.

Zdajecie sobie sprawę, że stoicie wobec przedziwnej tajemnicy ich zróżnicowania wewnętrznego, fizycznego, psychicznego i intelektualnego, i zanim weźmiecie dziecko pod swoją opiekę, zapytujecie siebie – co się w nim kryje?

Wtedy rodzi się zaduma, a zarazem poczucie odpowiedzialności: Kogo ja mam w swoich dłoniach? Czy wystarczy, gdy będę rozmawiać o nich tylko z ich rodzicami? A może wypadałoby częściej porozmawiać z Ojcem, który jest w niebie? I tu zaczyna się tajemnica wychowania. Rozmawiajcie tak z Bogiem: „Ojcze Niebieski, mówi do Ciebie nauczyciel, Twój syn chce mówić z Tobą o dzieciach przysłanych mu przez rodziców, które są także Twoimi dziećmi”. Dziecko Boże mówi o dzieciach Bożych, nauczyciel o uczniach, do wspólnego Ojca, który jest w niebie. Przez Ojca Niebieskiego jesteście ze sobą spokrewnieni. Jest to wielkie misterium wychowania. Czujecie, że nie jesteście autonomiczni w tej dziedzinie. Mandat, jaki otrzymaliście od rodziców, musicie porównać z tym, który otrzymujecie od Boga – Ojca waszego i dzieci Wam powierzonych. Tak powstaje poczucie odpowiedzialności niemal rodzinnej za dzieci. Na tym polega wasza dostojność i godność, wasza pozycja w Narodzie. Spotykają się razem moce Boże, rodzicielskie, narodowe i rodzinne, które tworzą pokrewieństwo zachodzące między Wami, Wychowawcy, Nauczyciele – a dziećmi Ojca Niebieskiego.

To nie jest tylko prawda teologiczna, ale i psychologiczna, socjologiczna i pedagogiczna. Aby zrozumieć swoją pozycję w szkole, trzeba przywołać na pomoc filozofię osoby ludzkiej, naukę o Bogu Stworzycielu i o Bogu-Człowieku. Między każdym wychowawcą a dziećmi jest stosunek tak delikatny, że gdyby ktoś się ważył na sztuczną interwencję, wychowałby nie tylko debilów, ale i ludzi o skrzywionych charakterach.

Proces wychowania musi być prowadzony w sposób jak najbardziej naturalny, ludzki i Boży, wolny od biurokratycznej mechaniki, która chce odgórnie kierować przepisami, rozporządzeniami, instrukcjami – jawnymi, czy tajnymi – w nadziei, że czegoś dokona. Jeżeli nie wróci do szkoły świadomość, że dzieci powierzone Wam, Nauczyciele i Wychowawcy, przez rodziców, są dziećmi Bożymi, jeżeli nie wróci do serc i umysłów wychowawców przekonanie, że są one z Wami spokrewnione, bo i Wy jesteście Bożymi dziećmi, wtedy będzie się nadal dokonywać niszczenie delikatnego, subtelnego i złożonego procesu wychowania.

Jeżeli dymek z papierosa może zaszkodzić dziecku, kształtującemu się pod sercem matki, to jakże szkodliwe być muszą te wszystkie „dymy” sztucznych programów, te miazmaty ateizacji i laicyzacji? Jest to „produkcja” niezgodna ze wszystkimi wymaganiami nowoczesnej pedagogiki i psychologii, bo czynią one z nauczyciela naganiacza, stróża

i policjanta. A przecież musi on pamiętać, że i do niego stosują się słowa, jakie Maryja usłyszała od Zwiastuna: „To co się z Ciebie narodzi, Święte, nazwane jest Synem Najwyższego” (por. 1,32). Co się rodzi w dzieciach – Tobie powierzonych – z twojej pracy, wysiłku, trudu, doświadczenia, umiejętności i mądrości wychowawczej, jest święte, bo wychowanie to proces święty.

Nie da się szkoły zlaicyzować, bo tam się spotyka nauczyciel – dziecię Boże – z Bożymi dziećmi, przyprowadzonymi do Was przez ojców i matki. Dlatego każdy zgrzyt w wychowaniu może spowodować bunt młodych, jak to widzimy dzisiaj w tylu społeczeństwach. […]

Metody wychowawcze, użyte przez programy polityczne, zwłaszcza faszyzm i hitleryzm ukształtowały takie pokolenie ludzi, które przyniosło im hańbę. Wiemy, co świat wycierpiał od hitlerowców, dlatego spotkali się z potępieniem. Wychowanie czysto polityczne może

wydać owoce trujące dla narodu i dla narodów.

W wychowaniu, które jest procesem bardzo złożonym i subtelnym, zainteresowany jest Bóg – Ojciec, Chrystus – Nauczyciel i Pasterz, rodzice i wychowawcy, naród i w pewnej proporcji – państwo. Wielką tajemnicą jest urodzenie i wychowanie nowego człowieka. Jeśli nie jesteśmy tego świadomi, nie mamy żadnego prawa potępiać młodzież, jak to się dzisiaj niekiedy czyni. Wtedy słusznie moglibyśmy się spotkać z zapytaniem Chrystusa; „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci […] kamień” (J 8,7).

 

S. WYSZYŃSKI, Biskup Warszawy do wychowawców dzieci Warszawy, Warszawa, kościół seminaryjny, 18 III 1972, w: KiPA, t. 39, s. 180-186, [Fragmenty]

-------------------------------------

(*1) Madonna Sykstyńska Rafaela Santiego znajduje się od 1754 roku w Gemäldegalerie w Dreźnie.

(*2) Michał Bakunin (1814-1876), rosyjski myśliciel i rewolucjonista, teoretyk anarchizmu.

(*3) Por. S. Wyszyński, „Prawdę wam mówię…”. Do lekarzy – na zakończenie rekolekcji, Warszawa, kościół Sióstr Wizytek, 8 IV 1962, w: tenże, Dzieła zebrane, t. 8, styczeń-lipiec 1962, s. 140.

 


(Znalezione w internecie)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz